Dzisiaj wróciliśmy do Kuty bo jutro lecimu na Flores.
I znów hotelik przy Poppies I, tym razem znacznie fajniejszy (51 cottages) chociaż po wyłączeniu klimy nieźle dawało naftaliną pomieszaną z grzybem a cena taka jak poprzednio-300k.
Z trudem stargowaliśmy na 250k taksę do Tanah Lot-35km 1,5godziny. Myślałem że mnie tam trafi po prostu, co za beznadziejne miejsce! Same świątynie na wysokich klifach były urocze, chociaż tylko do pooglądania na odległość ale zagubiły się w całym tym zgiełku turystycznej masówy i czar niestety prysł, Bali udaje Bali, Indonezyjczycy udają Indonezyjczyków a komercha po prostu niebotyczna. Ceny x3, lokalni rozbestwieni i nieprzyjemni, chyba że się coś kupi w niekończących się pasażach straganów, tłum debilnych turystów bezkrytycznie dających robić sobie koło pióra,przekonanych jak tam egzotycznie i tanio (zwłaszca w porównaniu z Japonią). Takie tam pocztówkowe klimaty.
Cała ta Kuta też w sumie nie lepsza także z ulgą opuszczamy tą mekkę dla "obierzyświatów"i "surferów". W czasie 5minut spaceru wieczorem po Jl. Legian miałem kilka propozycji zakupu trawy, koki, taniego seksu a z niezliczonych knajp dobiegają wesołe rytmy europejskich i amerykańskich szlagierów granych na żywo lub umc umc technowate-no po prostu uroczo. Po wymianie kasy wolałem się porozglądać dobrze,zanim poszedłem dalej.
Z jednym kierowcą dziś troszkę pokonwersowaliśmy o życiu. Na opiekę zdrowotną np raczej nie ma co liczyć tutaj bez pieniędzy bo niby istnieje w teorii coś jakby publiczna opieka ale jak ktoś ma problem idzie prywatnie do doktora jak ma kasę a jak nie- do znachora no i wiara czyni cuda-jak stwierdził 70 procent ludzi poza miastami wierzy w magię. I dobrze, tak ma być.
Na tej małej wysepce nie dość, że przeludnienie autochtonami, pełno luda zjeżdża za pracą z Jawy i Lomboku to jeszce parę milionów turystów przewala się non stop. Nic dziwnego, że trzeba się tu jakoś mijać na żyletki nie deptając innym po odciskach.