Wreszcie powrót do cywilizacji, trochę nas odcięło od neta ostatnio ale już uzupełniam braki.
Powrót samochodem, mimo że super wygodnym, okazał się nie mniej mozolny od jazdy autobusem. Co prawda tym razem dojechaliśmy do Labuan w 9 godzin z przystankami ale przy takiej szybkiej jeździe, na zakrętach nieźle gibało i dzieciaki po godzinie jazdy zostawiły śniadanie w krzakach.
Po drodze widzieliśmy koło Rutengu pola ryżowe ułożone na kształt pajęczej sieci-oczywiście za wejście na punkt widokowy-donation please ale nie mniej niż 10k od osoby. W takich chwilach łatwo ulegam irytacji także dostali jakieś 8k za wszystkich-mniej więcej tyle było warte. Kierowca był na nas mocno pogniewany, resztę drogi gnał jak wariat. Na szczęście po drodze poległa tylko jedna kura a my dotarliśmy na miejsce w tak dobrym czasie.
W Labuan nastąpił nagły wysiew stonki, która zajęła prawie wszystkie miejsca w hotelach, został nam nocleg w domu Greczynki, która prowadzi klimatyczną knajpkę i przy okazji trzy pokoje ( Casa Selini czy jakoś tak) ale za 400k-nie dała się ruszyć. Jednak warunki były tego warte-wreszcie powiew cywilizacji, czysto i pachnąco. Indonezyjczycy na Flores niestety nie posiadają poczucia estetyki, hotele nawet kiedy na pierwszu rzut oka wyglądają nieźle, są brudne i zapuszczone.
Jutro opuszczamy Flores. Wyspa w gruncie rzeczy całkiem ciekawa ze swoją prymitywną cywilizacją, dziką przyrodą, górzystym krajobrazem, chociaż atrakcje, które widzieliśmy chyba nie były warte kosztów przybycia tutaj, wysiłku i czasu potrzebnego do podróżowania. Nie widzieliśmy co prawda Kelimutu ale na dojazd z Bajawy trzeba poświęcić kolejny dzień. Raczej nie polecam Flores z dziećmi. Co innego, jeśli ktoś podróżuje sam bądź w grupie dorosłych ludzi i dysponuje sporym zapasem czasu.