Wczesnym rankiem byliśmy więc w Bangsal, biuro zapewniało transport na którąś Gili albo bus do Sengigi lub Mataramu.
Postanowiliśmy się zabawić troszkę na Gili Air i zamiast męczyć trasę do Lembaru i potem prom państwowy do Padangbai, woleliśmy bryknąć później szybką łodzią na Bali.
Wysepka jest sympatyczna, całkiem urocza miejscami ale to co tam zastaliśmy, przekroczyło nasze najgorsze oczekiwania. Znalezienie noclegu niemal graniczyło z cudem, ceny od 400k w górę za 2os. pokój, w sympatycznych bungalowach ceny często blisko miliona. Zauważyliśmy dwoje ludzi z bagażem, wychodzących z jakiegoś domku i jakimś cudem udało nam się od razu wskoczyć na ich miejsce. Co prawda nora była niezła, jechało grzybem ale lepsze to niż plaża no i cena 250k. Na drugi nocleg znalazłem w głębi wyspy czyściutki, zadbany pokoik za 350k w prywatnym domu.
W knajpach i sklepikach ceny też odjechane, chociaż jest sporo tańszych warungów.
Od razu wolałem załatwić transport na Bali bo przy takim ruchu można by tu ugrzęznąć na dłużej.Udało się wynegocjować fastbołta do Amed za 1050k za nas wszystkich. Do Padangbai wołają 400-450k /os.
Tanie są wycieczki kilkugodzinne zbiorczą łodzią (ze szklanym dnem-hehe, niezła sciema) po najlepszych miejscach snorkowych wokół wszystkich trzech wysepek, wołają 100-130k, w tym sprzęt snorkowy. Za nas wszystkich udało się stargować na 330k.
Coraz trudniej oprzeć się narastającemu rozczarowaniu podróżowaniem po tym kraju. W wysokim sezonie wszystkie ścieżki turystyczne są po prostu zadeptane, nie istnieje idea bekpakerskiego sposobu podróżowania, polegająca przecież na wolności wyboru bo najbezpieczniej posługiwać się rezerwacjami wszystkiego z dużym wyprzedzeniem, wytyczyć marszrutę szczegółowo i trzymać się później planu.