Dalsza podróz też minęła całkiem fajnie-spaliśmy, oglądali,jedli,samolot był jeszcze fajniejszy i te 9h zleciało błyskawicznie. W Dżakarcie już na lotnisku zrobiły się ciekawe klimaty-na bagaż czekaliśmy prawie godzinę i już zacząłem wątpić czy przyleciał tu z nami, z kolejnym lotem też troszkę zamotania,ale starczyło popytać. Do terminalu 3 jeździ żółty shuttle busik za darmo, trzeba wyjść na zewnątrz z przylotów i wejść piętro wyżej. Godziny odprawy i bordingu podawane na tablicach trzeba traktować na luzie,wszyscy kazali nam czekać przy którejś tam bramce bo się mialo opóźnić pół godzinki,jak minęło 50 min.zapytałem co jest grane a kolo w bramce zdziwiony, bo wpuszczają gdzie indziej. Pewnie coś tam bełkotali przez mikrofon ale ciężko rozgryźć ten ich akcent. no i dolecieliśmy do Denpasar koło 23 lokalnego czasu. Przy wyjściu już czyhali, po małym targowanku bez przerywania marszu mieliśmy już taksę na Poppies lane I a tam po 15 minutach znaleźliśmy hotel za 300k niby za 3 łóżka-troszkę drogawo ale takie luksusy?klima, ciepła woda, zwykły kibelek a nie stopy słonia ale najważniejsze, że umc umc z okolicy plaży było mocno stłumione. Jeszcze tylko pierwszy mie goreng special i wreszcie wyciągnęliśmy kości,ja na "dodatkowym łóżku" czyli materacu na glebie i... 13 kolejnych godzin mieliśmy z głowy. Przespaliśmy śniadanie, check-in i trza było się tam zalogować na kolejną noc.